Kolumbia Travel

Otro sitio realizado con WordPress

Wywiad z wolontariuszkami projektu na kolumbijskiej sawannie (etap wrzesień – listopad 2014))

Wolontariuszki Kolumbii Travel na kolumbijskiej sawannie w okolicach Villavicencio

O nowych wrażeniach i egzotycznych przeżyciach związanych z wolontariatem na kolumbijskiej sawannie opowiada nasza ekipa, która podjęła się tego zadania między wrześniem i listopadem 2014 r. (projekt wolontariatu w Villavicencio, w Kolumbii)

Jakie były powody podjęcia decyzji o wolontariacie w Kolumbii?

Aga: Zakończenie związku z Kolumbijczykiem, przez którego zaczęła się fascynacja tym krajem i jego przemiłymi mieszkańcami okazała się powodem spontanicznej decyzji wyjazdu, zgłębienia kultury i języka hiszpańskiego i zrobienia sobie przerwy od codziennego życia.

Asia: Na informację o wolontariacie w Villavicencio trafiłam przypadkiem, przeszukując jedno z forów podróżniczych. Szukałam towarzystwa na miesięczny backpacking w Ameryce Południowej. Zupełnie spontanicznie przesłałam swoją aplikację, nie licząc nawet na odzew organizatorów. Ogłoszenie „wisiało” już kilka dni – na pewno znalazł się już ktoś zainteresowany… Ku mojemu zaskoczeniu, już następnego dnia w mojej skrzynce pojawiło się wstępne zaproszenie do programu. Kolumbia? 3 miesiące? Bycie nauczycielką? Szybko pojawiły się wątpliwości, które jednak ustąpiły miejsca ciekawości, chęci poznania świata, przygodzie i spędzeniu choć części polskiej zimy w tropikach.

Kasia: Mam już pewien bagaż doświadczeń podróżniczych, ale nigdy do tej pory nie brałam udziału w wolontariacie. Nigdy też nie byłam w Ameryce Południowej, więc gdy tylko powstała taka możliwość, postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i zgłosiłam się do udziału w programie.

Ula: Powodów było całe mnóstwo. Zaczynając od chęci poznania tego egzotycznego skrawka świata, przez odwieczne poszukiwanie tak zwanej dziury w całym, aż do rozstaju dróg, na którym się znalazłam w momencie, gdy dowiedziałam się o programie.

Wolontariuszki Kolumbii Travel w komplecie

Wolontariuszki Kolumbii Travel w komplecie

Pierwsze wrażenia po przybyciu do Villavicencio…

Aga: Miasto wydało się być bardziej zielone niż wynikało to z jego zdjęć zamieszczonych na Google Maps. Poza tym – super klimat, ale przez pierwszy tydzień, mieszkając w centrum, czułam się jak na tureckim bazarze: chaos, wrzawa, pełno małych sklepików z mydłem i powidłem i szaleni kierowcy na ulicach.

Asia: Villavicencio jest stolicą departamentu Meta, liczącą niemalże 500 tys. mieszkańców. Nazywane bramą do Los Llanos, położone jest na granicy południowych Andów i niekończącej się równiny Los Llanos. A jakie naprawdę jest Villavo (lokalne określenie na Villavicencio)? Villavicencio to głośne i zatłoczone miasto, pełne żółtych taksówek i motocykli, których znajomość przepisów ruchu mocno odbiega od standardów europejskich. Ulice pełne są sprzedawców lokalnych frykasow, takich jak empanady, salchichas, buñuelos czy chorizos. Na każdym rogu można napić się czarnej kawy – tinto, kupić pokrojone owoce lub poprosić o wyciśnięcie soku. Jak przystało na miasto latino nie mogło zabraknąć placu z ogromnym drzewem i białą katedrą.

Pierwsze wrażenia? Szczerze mówiąc na początku byłam nieco przestraszona i przytłoczona wszechobecnym gwałtem. Pech chciał, że podczas pierwszego spaceru po mieście byłyśmy z dziewczynami świadkami niezrozumiałych dla nas zamieszek z policją. Kolejnego dnia dowiedziałam się, że nikt nikogo nie napadł, tylko policja wlepiala mandaty lokalnym przekupkom, które reagowały nad wyraz emocjonalnie. Co tu dużo mówić, różnice kulturowe są i będą, trzeba to po prostu zaakceptować i przestawić się na typowe podejście latino – ahorita i do przodu.

Kasia: Miasto, mimo niezbyt długiej historii ma swój klimat: tętniące życiem uliczki, kolorowe stragany, dobiegająca zewsząd muzyka i… klaksony samochodów. Tuż po przyjeździe do Villavicencio sporo wrażeń dostarczyli mi kierowcy taksówek, którzy notorycznie wręcz nie wiedzieli, gdzie znajduje się mój hotel, a ja z moim brakiem znajomości hiszpańskiego i topografii miasta musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby im to wyjaśnić – dominował język migowo-obrazkowy. Oczywiście potrzebowałam trochę czasu, żeby się odnaleźć w nowym miejscu, ale z każdym dniem czuję się tu coraz lepiej. Mamy już nawet z dziewczynami pewne „ulubione” miejsca w Villavo, to chyba znaczy, że dosyć dobrze się zaklimatyzowałyśmy.

Ula: Villavicencio okazało się zaskakująco czyste i przestrzenne. Wyobrażałam sobie naprawdę zacofane miasteczko, a tu niespodzianka. Kilka bardzo dużych i nowoczesnych centr handlowych, dosyć zadbane parki i bardzo łatwy dostęp do transportu publicznego.

Lokalne święta - Mundial del Joropo w Villavicencio

Lokalne święta – Mundial del Joropo w Villavicencio

Jak przebiegają zajęcia, kto w nich uczestniczy, jakie było przyjęcie ze strony kolumbijskich uczniów polskich „pań profesor”?

Aga: W zajeciach uczestniczą pracownicy tutejszych hoteli. Grupy są około 25-osobowe. Uczniowie w wieku od 15 wzwyż, bardzo kochani, sympatyczni, typowo kolumbijscy: dużo gadają, trudno im usiedzieć na miejscu i trzeba wprowadzać trochę rygoru, ale widać, że bardzo im zależy na nauce języka i udziale w kursie. Prowadząc zajęcia należy uzbroić się w cierpliwość. Zdolności językowe są raczej podstawowe, ale uczniowie nadrabiają to zapałem. Bardzo zżyłam się z moją grupą, razem spędzamy razem też wolny czas, pomagają mi w sprawach codziennych i chyba można powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy. Udało mi się utrzymać balans między surową i wymagającą panią profesor i kimś na kształt dobrej znajomej.

Asia: Moja grupa liczy około 12 osób w różnym wieku. Wśród nich znajdują się pracownicy i właściciele hoteli oraz inne osoby związane z branżą turystyczną. Pomimo tego, że studenci przychodzą na zajęcia po pracy, są bardzo zaangażowani i naprawdę chcą się uczyć. Atmosfera jest bardzo przyjazna – studenci przynoszą mi lokalne smakołyki, z przyjemnością opowiadają o Kolumbii i zapraszają do bliższego poznania ich codzienności. Staram się nie pozostawać dłużna – zawsze opowiadam, jak dana rzecz wygląda w naszym kraju, czy też w Europie. Uczymy się nawzajem, zarówno języka jak i kultury i wszyscy czerpiemy z tego satysfakcję.

Kasia: W zajęciach biorą udział głównie pracownicy hoteli i restauracji z Villavicencio. Grupy są mniej liczne niż przewidywano, co w gruncie rzeczy pozwala na bardziej indywidualną pracę z uczestnikami. Moje początkowe obawy czy poradzę sobie w bądź co bądź nowej dla mnie sytuacji okazały się bezpodstawne. Studenci są przesympatyczni, niesamowicie otwarci i bardzo chętni do współpracy. Wszelkie bariery, w tym językowe, szybko więc zniknęły. Mogę śmiało przyznać, że uczymy się od siebie nawzajem.

Ula: Zajecia odbywają sie od poniedziałku do piątku od 18:00 do 22:00. Chociaż nauczyłam się już, że zaczynamy wtedy, kiedy grupa się pojawi. Nasi uczniowie to pracownicy sektora hotelowego z Villavicencio. Od recepcjonistów, po instruktorów jazdy konnej i księgowych. Tak że naprawdą ludzie w różnym wieku i z różnym wykształceniem.

Odkrywanie sawanny

Odkrywanie sawanny

Jacy są Kolumbijczycy, z którymi macie codzienny kontakt?

Aga: Kochani, uczynni, bardzo pomocni i zainteresowani obcokrajowcami. Bardzo dbają o to, aby mieli oni pozytywne wrażenie o ich kraju i nic im się nie stało. Niestety bardzo się spóźniają, co jest bardzo trudne do zaakceptowania dla punktualnych Europejczyków. Kolumbijskie 5 minut to około godziny spóźnienia… Poza tym dużo mówią, ale czasami mało z tego wynika, w związku z czym należy dostosować się do małego chaosu panującego tutaj (również na drogach – przepisy drogowe nie istnieją, a na ulicach panuje samowolka). Ciągle śpiewają i tańczą, jedzą dużo mięsa (zielenina w tym kraju raczej nie istnieje) i są zafascynowani swoją kulturą.

Asia: Ciężkie pytanie. Jak w każdym kraju ludzie są bardzo różni. Wydaje mi się, że to co wyróżnia ich na tle innych nacji to niesamowity patriotyzm i fascynacja własnym krajem. Kolumbijczycy nie narzekają, Kolumbijczycy doceniają to, co mają i z pełną powagą przekonują, że ich kraj jest najpiękniejszy na świecie. Są bardzo wdzięczni Bogu, za bogactwo przyrodnicze, którym obdarzona jest Kolumbia i czują się wręcz zobowiązani do pokazania swojego kraju odwiedzającym ich „gringos”. Bardzo zależy im na tym, by zmienić złą opinię o Kolumbii, jako kraju pełnego narkotyków i przestępczości. Kolumbijczycy są wyjątkowo pomocni, bezinteresownie pomocni. Wiele osób, z ktorymi zamieniłam zaledwie kilka zdań, oferuje mi nocleg, wspólne wyjścia i prosi o telefon w przypadku najmniejszego problemu, a co najważniejsze – nie są to puste słowa. Przekonałam się na własnej skórze.

Kasia: Zdecydowanie bardziej otwarci i mniej zestresowani niż Europejczycy – najkrócej rzecz ujmując. Jeśli natomiast chodzi o relacje z ludźmi, z którymi mam najczęstszy kontakt, czyli z moimi studentami, to oprócz tego, o czym już wcześniej wspomniałam, muszę dodać, że są bardzo pomocni, wręcz opiekuńczy w stosunku do mnie. Jak tylko zgłoszę jakiś problem bądź mam pytanie natury organizacyjnej, natychmiast wszyscy angażują się w to, żeby mi pomóc. Jeżeli miałabym dopatrywać się tzw. różnic kulturowych, to z pewnością muszę wymienić niepunktualność, niesłowność i przysłowiowe owijanie w bawełnę, czyli niemówienie wprost, o co chodzi.

Ula: Kolumbijczycy z którymi mamy kontakt na codzień – włącznie z uczniami, odbierają nas bardzo entuzjastycznie. Zadają mnóstwo pytań, począwszy od najważniejszego – czy jestem mężatką, do rzeczy trywialnych typu – jaki kolor włosów ma moja siostra. Są bardzo opiekuńczy i pomocni. Naprawdę starają się zrobić wszystko, żebyśmy się tu czuły bezpieczne i mile widziane.

Podczas zajęć

Podczas zajęć

Co uważasz za największy sukces tego projektu?

Aga: Wymiana interkulturalna, nowe doświadczenia, przyjaciele i przeżycia, których nigdy nie zapomnę. Z tego powodu zdecydowałam się na kontynuację projektu.

Asia: Nam – wolontariuszkom program pozwolił przeżyć naszą kolumbijską telenowelę w Villavicencio. Zobaczyłyśmy piękne miejsca i poznałyśmy wspaniałych ludzi. W naszej pamięci pozostanie wiele miłych wspomnień. To była przygoda życia… Studenci mieli szansę poznać język angielski, który dla nich – osób, pracujących w sektorze turystycznym jest wyjątkowo ważny. Mam nadzieję, że przy okazji udało nam się przekazać trochę polskiej kultury i zachęcić ich do poznawania świata.

Kasia: Jakiś czas temu studenci spytali mnie, czy nie bałam się przyjeżdżać do Kolumbii, bo wizerunek tego kraju kreowany przez media na świecie, raczej nie zachęca do podróżowania w tym kierunku. Jestem tu od 6 tygodni i do tej pory spotkałam się prawie wyłącznie z ludzką życzliwością, otwartością i gościnnością. Może to naiwne, ale myślę, że jeżeli ktoś szuka kłopotów, to znajdzie je wszędzie, niekoniecznie w Kolumbii. Uważam też, że powinno być jak najwięcej tego typu projektów, które ułatwią Kolumbii otwarcie się na świat i choć trochę zmienią stereotypowe myślenie o tym kraju.

Ula: Największym sukcesem programu, bez wątpliwości jest to, że po pięciu tygodniach zajęć nasi uczniowie mówią po angielsku! Oczywiście słownictwo i gramatyka, którymi się posługują, nie są na wysokim poziomie. Ale zaczynając od zera (!), dziś potrafią mówić, czytać i rozumieć ze słuchu.

Kolumbijska sawanna z całym jej kolorytem

Kolumbijska sawanna z całym jej kolorytem

Warto było?

Aga: Siedząc o 6 nad ranem i podziwiajac wschód słońca nad Villavo, pijąc lokalne trunki, patrząc na tańczących i śmiejących się znajomych Kolumbijczyków przez głowę przebiega mi tylko jedna myśl – jak fajnie, że tu jestem.

Asia: Pewnie ze warto! Dzięki Bogu, że się odważyłam. Szkoda, że to tylko 3 miesiace, bo chętnie zostałabym dłużej!

Kasia: Oczywiście, że tak, żałować można tylko rzeczy, których się nie zrobiło, jak powiedział kiedyś pewien filozof. Inny stwierdził, że życie jest księgą, a ten, kto nie podróżuje czyta tylko pierwszą stronę. Dla mnie każdy, kolejny wyjazd to nie tylko wyzwanie, to nowo poznani ludzie, nowe doświadczenia i spojrzenie na świat. W tym przypadku liczy się też fakt, że mogę dać coś od siebie, co sprawia mi ogromną satysfakcję i nie mniejszą frajdę zarazem. Myślę, że z pobytu w Kolumbii pozostaną mi nie tylko wspomnienia, kolorowe zdjęcia i kilka pamiątek. Mam nadzieję, że zawarte tutaj znajomości i przyjaźnie przetrwają wiele, wiele lat.

Ula: Czy było warto? Oczywiście. Moi uczniowie mówią po angielsku a moj hiszpański jest lepszy z dnia na dzień. Z wieloma z nich się zaprzyjaźniłam. Program był wprawdzie zorganizowany dla mieszkańców Villavicencio i ja jestem ich wolontariuszką. Ale czerpię z niego równie wiele.

Wolontariuszki Kolumbii Travel w komplecie

Wolontariuszki Kolumbii Travel w komplecie

Co Wam pozostanie w pamięci po tym doświadczeniu?

Aga: Ciepli, kochani ludzie, fascynujący kraj, duuużo sera i dziwnych potraw i ochota na więcej… Co dalej? Okaże się to po kolejnych miesiącach.

Asia: Niesamowite dyskoteki, które przypominają „Taniec z gwiazdami” na żywo, akwaria z sokiem z lodem, będące schronienom dla salmonelli i ooolbrzymie kobiece pośladki. A tak na poważnie – przekonałam się, że bycie nauczycielem jest „chévere” i że przynosi to ogromną satysfakcję

Kasia: Myślę, że do historii tego etapu przejdzie określenie „5 minut kolumbijskich”, które według definicji oznacza bynajmniej nie 5 minut, tylko bliżej nieokreśloną przyszłość. Moi studenci zresztą nagminnie nadużywają tego zwrotu za każdym razem, kiedy spóźniają się na zajęcia, czyli codziennie. Z doświadczeń bardziej eterycznych, które zapadły mi w pamięć do tej pory wymienić mogę chociażby obserwowanie świetlików z perspektywy domku na drzewie lub nocny widok na Villavicencio, rozciągający się ze szczytu pobliskiej góry. To dopiero półmetek pobytu w Kolumbii, więc liczę na to, że takich zapadających w pamięć chwil jeszcze sporo przede mną.

Ula: W pamięci pozostaną małe i wielkie sukcesy moich studentów. Nie potrafię nawet opisać słowami radości osoby, która bezbłędnie napisała test! Często są to osoby starsze lub które nie miały dostępu do edukacji. I naprawdę wyskakuję ze skóry, gdy mogę powiedzieć „yes, well done”. A prywatnie, trudno wybrać taki moment… Chociaż nocna pogawędka na balkonie domku na drzewie przy tysiącach świetlików będzie trudna do pobicia.

Wolontariuszki etapu wrzesień – listopad 2014

Agnieszka Siedlecka:

  • Głodna wiedzy prawniczka pracująca na codzień w agencji marketingowej
  • Połączenie rockerki i 100%-ej kobiety
  • Obywatelka świata tymczasowo mieszkająca w Berlinie
  • Przyjazna dusza uzależniona od kawy

Joanna Rajska:

  • Inżynier budownictwa
  • Góralka znad morza
  • Podróżniczka z prostownicą w plecaku
  • Amatorka lodów

Katarzyna Michalak:

  • Specjalistka od marketingu, hipoterapeutka
  • Dama na rumaku i junaku
  • Obieżyświat z powołania
  • Miłośniczka i przyjaciel zwierząt

Urszula Masłowska:

  • Radiolog i pielęgniarka z Mazur
  • Niepoprawna optymistka
  • Włóczykij z aparatem w dłoni
  • Fanka i obrońca natury

Kolumbijska sawanna


Drugi etap wolontariatu w Kolumbii – projekt socjalny na kolumbijskiej sawannie (w Villavicencio i okolicach) Wolontariat w Kolumbii? Czemu nie…
Drugi etap wolontariatu w Kolumbii – projekt socjalny na kolumbijskiej sawannie (w Villavicencio i okolicach)
Wolontariat w Kolumbii? Czemu nie…

Comments to “Wywiad z wolontariuszkami projektu na kolumbijskiej sawannie (etap wrzesień – listopad 2014))”


  1. Reply

    Aniu, w naszym wolontariacie nie wymagamy bycia anglistą. Zależy nam na bardzo dobrej znajomości języka angielskiego i doświadczeniu w jego nauczaniu. Jeśli masz ochotę na taką przygodę, mamy jeszcze wolne miejsce w ostatnim, czwartym etapie projektu. Do odważnych świat należy!



  2. Reply

    Bardzo pozytywne wypowiedzi jestem tylko zdziwiona ze żadna z tych pan nie jest anglistka.Sam miałam ochote wyslac zgłoszenie mgr anglistyki nawet po hiszpańsku trochę mowie,ale nauczona polskim doświadczeniem mytslalam ze to za mało.Brawo dla tych Pan za odwge.


Reply

Kolumbia Travel | Polskie biuro podróży w Kolumbii
© 2015